Kiedy Marcela oznajmiła mu, że zgłosiła go do zabawy Walentynkowej, naprawdę nie był zadowolony. Ich relacja, trochę się zmieniła od ostatniej rozmowy i chociaż wydawało się, że wszystko jest w porządku, że nie zmieniło się absolutnie nic, Julek czasem czuł się prowokowany i być może w pewien sposób torturowany. Nie wiedział tylko czy to po prostu ręka boska karze go za jego ostatnie przewinienia, czy sam to wszystko tworzy w głowie, czy może jednak Marcela w bardziej lub mniej świadomy sposób odgrywa się na nim za jego podejście do sprawy i chęć utrzymania za wszelką cenę statusu quo. Jakakolwiek nie byłaby prawdziwa przyczyna jego cierpień, nie zamierzał trwać w tym samotnie, więc przy najbliższej okazji zgłosił swoją przyjaciółkę do tej zabawy. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na Marcelę, żeby natychmiast pożałował tej decyzji, bo w jego głowie od razu pojawiła się modlitwa do wszystkich znanych mu bóstw, żeby zlitowali się nad nim i dali mu ten sam numer stolika co Marceli. Los jednak zdecydowanie nie był po jego stronie, kiedy wylosował trójkę tuż po tym jak jego przyjaciółka w swojej olśniewającej kreacji ruszyła w kierunku stolika numer pięć, posyłając mu całusa na pożegnanie. W takich własnie chwilach skłaniał się ku przekonaniu, że go świadomie prowokuje... nie wiedział tylko w jakim celu.
Pokręcił głową i z westchnieniem obrócił się, może odrobinę zbyt gwałtownie, przez co o mało nie wpadł na dziewczynę obok niego, wyraźnie rozglądającą się wokół.
— Przepraszam najmocniej — odsunął się z przepraszającym uśmiechem, chociaż nic się właściwie nie stało. Podążając wzrokiem za dłonią dziewczyny, zauważył numerek na jej nadgarstku i odrobinę się zmieszał, bo nie tak wyobrażał sobie rozpoczęcie randki. Na dobrą sprawę w ogóle sobie tego nie wyobrażał, ponieważ ten wieczór zamienił się w coś w rodzaju gry z Marceliną, której naprawdę nie chciał przegrać. Zrobiło mu się trochę przykro, że wbrew wszelkim chęciom może traktować tę randkę głównie jako wyzwanie czy zakład i pomyślał, że w takim wypadku być może szczere przeprosiny były właśnie tym, od czego należało rozpocząć rozmowę.
— To chyba mnie szukasz — stwierdził z przyjaznym uśmiechem, wyciągając dłoń w jej stronę i pokazując napisany markerem odpowiadający numer na jego nadgarstku.