IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Karina Jagiełło
avatar
15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 1:56 pm

    12.

Może trochę za wcześnie się za wszystko zabrała, ale Karinka to do cierpliwych niestety nie należała. Dwa tygodnie to chyba za mało, żeby test, na który postanowiła rano nasikać dawał jakiś dobry wynik, bo jedyny wtedy możliwy to był ten negatywny, który raczej nie dawał żadnej jasności w jej sytuacji. Mimo to odpakowała jedno opakowanie, które pod łóżkiem albo gdzieś między skarpetkami trzymała już prawie od tygodnia, przeczytała całą ulotkę, którą niedbale rzuciła później do umywalki i zrobiła wszystko krok po kroku tak, jak było w niej napisane. Zapominając o tym, że takiego testu nie powinna zostawiać samego w łazience, gdy z drugiego końca korytarza dzwonił jej telefon po który miała zamiar pobiec. Szkoda, że w tej ulotce nie uwzględnili, żeby chować go przed braćmi albo chociaż zabierać ze sobą, bo wtedy to by może o tym pomyślała.
Ale położyła go w pośpiechu na brzegu wanny i wybiegła z łazienki, zostawiając do niej drzwi otwarte, tak jakby to był wystarczający znak, że jeszcze będzie tam wracać. Jak się okazało nie był, bo gdy tylko sięgnęła po telefon, usłyszała ten charakterystyczny trzask, gdy zamykało się łazienkowe drzwi z nieco większą siłą niż w przypadku innych. Inaczej nie dało się ich domknąć, pewnie po tym jak w wigilię Piotrek i Ariel wpadli na nie jak pojebani i lekko je wykrzywili, robiąc wstyd sobie i każdemu innemu Jagiełło przed panią Williams. Do tej pory Karina czuła się dziwnie spotykając mamę Nicole gdzieś na mieście.
Tyle, że teraz jej problemem wcale nie była pani Williams, a test ciążowy zostawiony na wannie i ktoś, kto postanowił zająć łazienkę bez pytania czy Karina będzie do niej wracać. Pod drzwiami znalazła się szybciej niż jeszcze przed chwilą stamtąd wybiegała i nerwowo zaczęła w nie uderzać, czując jak w oczach zbierają jej się łzy, nosem już nawet pociągała, bo olaboga będzie problem. Nikt nie mógł się o tym teraz przecież dowiedzieć. – Zająłeś mi łazienkę! Wyłaź natychmiast! – trochę rozpaczliwie już krzyczała przez ten kawałek drewna oddzielający ją od któregoś brata, w duchu modląc się, żeby był taki głupi i niczego nie zauważył. A nawet jeśli zauważył, to nie zczaił, że ten kawałek plastiku to właśnie test ciążowy. – Wychodź no!

@Piotrek Jagiełło @Krzysiek Jagiełło jak chcesz Krzysiu to wbij też, buzi
Piotrek Jagiełło
Piotrek Jagiełło
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 2:27 pm
Jezu jak Karina zajmowała kibel to na całe GODZINY, a mieliśmy w domu jeden, więc lipa. Serio, jak jeszcze chodziliśmy co niedzielę do kościoła z babcią, to my wszyscy nie szykowaliśmy się tak długo jak jedna Karina, która musiała trzy razy zmienić rajstopy, cztery razy sukienkę, a do każdej oczywiście sobie wcześniej umyślała inny makijaż i weź tu człowieku bądź mądry. I gdyby chociaż na tygodniu wyglądało to inaczej, to jeszcze by się przeżyło, ale NIE, piątek, świątek czy poniedziałek, ona zawsze przesiadywała tam całymi dniami; mnie tyle nie schodziło nawet jak się wciągnąłem w kilometrową pastę, którą musiałem doczytać do końca, chociaż już dawno skończyłem korzystać z uroków sedesu. Po raz czwarty podchodzę pod drzwi od łazienki i po raz czwarty mogę co najwyżej cmoknąć klamkę, więc wpadam na świetny plan jak ją stamtąd wykurzyć w sekundę. Siadam na górze schodów i wybieram jej numer w kontaktach, a jak tylko po domu rozlega się dźwięk dzwonka to Karina oczywiście wystrzeliwuje z kibla jak z procy, a wtedy ja wbijam na jej miejsce i się zamykam od środka. WRESZCIE chwila dla siebie, od dobrych kilkunastu minut chciało mi się srać, więc jak w końcu zasiadam na tronie, to się czuję jakby mnie właśnie koronowali na króla Polski, w sensie, że tak zajebiście. Odpalam candy crusha, bo zapowiada się dłuższe posiedzenie i totalnie nie zwracam uwagi na nic co się dzieje dookoła, dopóki moja rodzona siostra nie zacznie się dobijać. Wzdycham przeciągle zerkając w stronę drzwi i wtedy właśnie mój wzrok zahacza o umywalkę, w której ewidentnie coś leży, marszczę brwi, sięgając po zwitek papieru i czytam go kilka razy, zanim w ogóle do mnie dotrze co właśnie trzymam w dłoniach. Nie wierzę, kurwa, no zaraz mnie pojebie. Próbuję sobie jeszcze wmawiać, że może to Emilka zostawiła, chociaż ona była już w zaawansowanej ciąży i wszyscy o niej wiedzieli od dawna, więc na chuj jej testy; że może to jednak matka, chociaż ona pewnie już dawno przekwitła, więc nie ma szans. Nie wiem czy bardziej jestem wkurwiony czy jednak chce mi się płakać. Później w oczy rzuca mi się jeszcze test leżący na brzegu wanny i wszystko staje się aż nazbyt jasne. Chryste, no gdzie popełniłem błąd? Wzdycham przeciągle, żeby się trochę uspokoić i kończę co zacząłem, podciągam gacie, spuszczam wodę, takie tam, łazienkowe sprawy, aż wreszcie przekręcam kluczyk w drzwiach i czekam aż Karina zajrzy do środka. W ręce już trzymam test.
- Karina, no ale po co te nerwy, zostawiłaś tu coś? - rzucam, po czym wystawiam w jej kierunku ten cały plastik, a w oczach już mam takie kurwiki, że gdybym nie był właśnie po kupie, to chyba bym się zesrał - MOŻE KURWA TO?!
Karina Jagiełło
avatar
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 3:19 pm
Teraz to nauczkę będzie miała na przyszłość, żeby żadnych rzeczy nie zostawiać na brzegu wanny, tym bardziej testów ciążowych, które nagle zachce jej się zrobić ot tak o, bo przecież jeszcze niczego po sobie nie zauważyła, żeby mieć do niego podstawy. Ale już po fakcie, przeczytała, nasikała, a potem zostawiła na widoku, żeby Piotrek od razu zobaczył i zczaił czym jest ten kawałek plastiku. Zdarzało mu się być głupim, więc jeszcze liczyła, że może uzna to za jakiś nowy termometr czy coś innego, kto go tam wie, ale tyle w tej łazience siedział jak próbowała się do niej dostać, że pewnie już pokazały się te kreski albo chociaż jedna, oznaczająca, że w ciąży nie jest. Gorzej jak jednak były dwie.
Przestała już walić w drzwi, żeby ich bardziej nie wykrzywić, bo skończy się tak, że będzie trzeba na nowe wymienić, a z nowym Jagiełło to ciężko by było, nie? I tak stała, może opierała się o ścianę, totalnie załamana, bo życie właśnie jej się chyba kończyło i to nie dlatego, że może bejbik jest w drodze, a Piotrek się za wcześnie o tym dowiedział. Oczami wyobraźni widziała już jego wkurwienie, które zaraz w rzeczywistości też zobaczyła, jak drzwi się wreszcie otworzyły. – A co to? To nie moje. – niby tak zmarszczyła brwi, żeby udać, że nawet nie wie czym jest ten kawałek plastiku, za młoda jest żeby znać pojęcie test ciążowy, no przecież takich rzeczy nie uczą w szkołach, bo chcą zakazy wprowadzić i tak dalej, to skąd miałaby wiedzieć? Ale jak Piotrek tak go przed nią trzymał, to szkoda jej się go zrobiło, Pitera oczywiście, bo przecież przed chwilą na test sikała a ten teraz gołą ręką go brał i machał przed jej twarzą. Szkoda, że mu o tym powiedzieć nie mogła, skoro już udawać zaczęła, że nic kompletnie nie wie.
Wzruszyła jeszcze ramionami i go wyminęła, wchodząc do środka, bo skoro tak się wcześniej dobijała to teraz musiała jakoś udowodnić po co to wszystko było. Otworzyła najpierw jedną szafkę, potem drugą, kątem oka tylko spoglądając na ulotkę rzuconą gdzieś na podłogę, bo skoro na umywalce jej nie było, to Piotrek już wszystko wiedział i te kreski pewnie też umiał odczytywać. W głowie już miała jakiś Meksyk, może Peru, lasy tropikalne w których jej nie znajdzie, jak się zaraz okaże, że jest w ciąży. Nawet zaczęła sobie wyobrażać, że Indianie przyjmą jej poród. Lepsze to niż nic.
Ale dalej nie wiedziała ile kresek jest na tym teście, a to chyba kluczowe, więc odwróciła się do Piotrusia i uśmiechnęła tak ładnie, jak wtedy gdy czegoś potrzebowała. – A pokaż mi to. – ręce już też wyciągnęła, licząc, że wszystko łatwo i sprawnie pójdzie, a Piotrek jak taki głupi odda jej ten kawałek plastiku od razu. A jak nie odda, to czas szukać paszportu. I kraju bez ekstradycji, jakby ją chciał oskarżyć o jakieś przestępstwo i siłą ściągnąć z powrotem do Polski.
Piotrek Jagiełło
Piotrek Jagiełło
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 4:08 pm
No po prostu mam ochotę załamać ręce, jak Karina mi tak bezczelnie kłamie w żywe oczy, wywracam ślepiami i wzdycham głośno, posyłając jej kilka groźnych spojrzeń.
- Co to? CO TO?! - czy ona mnie miała za debila czy za niedorozwoja czy za co? Schylam się po ulotkę i ponownie przesuwam po niej spojrzeniem, przy okazji czytając na głos z czym mamy tutaj do czynienia. Że ten kawałek plastiku to TEST CIĄŻOWY, który sobie babki robią jak nie wiedzą czy ktoś je zalał czy jednak nie. A później jej nawet czytam instrukcję obsługi, że trzeba z opakowania wyjąć i nasikać... Fuj kurwa, ona na to nalała, a ja teraz dotykałem gołą ręką i chociaż w pierwszej chwili mam ochotę odrzucić ten cały test gdzieś do zlewu, to paradoksalnie jeszcze mocniej zaciskam na nim palce. Mrużę ślepia i sprawdzam wynik. Ja już wiem. Jeden kamień spada mi z serca, bo jakby się okazało, że jeszcze przed 2021 na świat przyjdzie dwóch nowych Jagiełłów, to bym chyba oszalał, ale drugi wciąż tam pozostaje, bo to znaczy, że Karina, moja mała Karina, którą do podstawówki prowadzałem za rękę bo starzy nigdy nie mieli czasu, puściła się z jakimś zjebem i to bez gumy.
- A po co ci to? - pytam, bo nie mam zamiaru jej oddawać, choćby się tu zaczęła płaszczyć i błagać... Chociaż wtedy w sumie mógłbym się zastanowić, ale wiedziałem przecież, że tak się nie stanie - Jeśli to nie twój to nie powinno cię obchodzić co wyszło - mówię, unosząc wysoko obie ręce, żeby się czasem do niego nie dobrała jakimś podstępem. Byłem wyższy, więc chyba by musiała na pralkę wejść, żeby dostać, a zresztą już za moment zaczynam krążyć po łazience, krzyżuję ręce na piersi i się w geście zadumy stukam tym całym testem w wargi - HMMM, no to skoro nie jest twój, ani mój, no to się zastanówmy, czyj może być - dopiero przy drugim kółku się sczajam co ja w ogóle odpierdalam, że se to do ryja przykładam, więc krzywię usta w wyrazie niezadowolenia, opuszczając w dół ten kawałek olanego plastiku - No bardzo to jest ciekawe, który z nas mógł się obsrać, że zaciążył - kontynuuję, posyłając dziewczynie takie spojrzenie, co mówi mniej więcej tyle, że doskonale wiem co odjebała i to jest ostatnia szansa na tłumaczenie, zanim dostanie szlaban do końca życia w wieży, którą jej wybuduję w naszym ogródku.
Karina Jagiełło
avatar
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 6:34 pm
Z początku Karina postanowiła udawać, że wcale nie rusza jej to czytanie ulotki, chociaż w myślach powtarzała po nim te słowa, bo z pięć, może dziesięć minut temu czytała to samo i jakoś jej to utkwiło jeszcze w pamięci. Szkoda tylko, że powieka to drgać jej zaczęła tak jakby jakiegoś magnezu czy czegoś w jej organizmie brakowało, no tak czasem lata i nie da się jej zatrzymać, co bardzo irytuje. Piotrek też zresztą jest jak ta wkurwiająca powieka, irytuje nawet bardziej, więc przez niego w końcu denerwować się zaczęła, widząc, że z tego to już się nie wywinie.
Oddaj. – posłała mu groźną minę, jakby licząc, że jak jej nie uwierzył w to głupie gadanie, to się chociaż przestraszy i odda test od razu zamiast wyciągać ręce do sufitu, gdzie Karina szans nawet nie miała żeby sięgnąć. Swoją dłoń uniosła nieco wyżej, żeby łatwiej mu było go podać, bo skakać czy wchodzić na pralkę to nie zamierzała. Za to odwrócić to wszystko przeciwko Piotrkowi już tak.
Dlatego z względnym spokojem patrzyła na niego jak ręce opuścił i kręcił się po tej łazience, przykładając do ust obsikany kawałek plastiku, chociaż w myślach to już się prawie porzygała, bo nawet ona sama pamiętała żeby trzymać go za tą drugą stronę. Korciło ją żeby mu to wytknąć, żeby rzucił test gdzieś na bok i próbował domestosem twarz sobie wyczyścić, ale milczała jak zaklęta dopóki nie przystanął. – No ciekawe Piotrek, ciekawe!!! – burknęła wreszcie, krzyżując ręce i posyłając mu takie samo spojrzenie jakim ją obrzucał, ale trochę bardziej mordercze. – Jest mój! Mój i tylko mój i nawet nasikałam na niego przed chwilą tam, gdzie prawie do buzi sobie wsadziłeś. Dobrze Ci tak! – szkoda, że ostatecznie w tym zamyśleniu nie zaczął go tak gryźć, jak się czasem brało skuwki od długopisów, bo wtedy to by Karina jeszcze z tej zamkniętej wieży mu to wytykała, a jemu domestos i inne środki żrące by nie pomogły. – A tobie Piotrek nic do tego, nawet jeśli wyszły dwie kreski. Bo wiesz co? Jeśli są dwie, to ja będę bardzo szczęśliwa, a jeśli Ty nie, to się wyprowadzę stąd.
Chociaż trochę krzyczała, to śmiertelnie poważnie wypowiedziała te ostatnie dwa słowa, żeby sobie Piter nie myślał, że to tylko słowne groźby, których nigdy nie zrealizuje. Nie wiedziała gdzie, kiedy i jak, ale teraz to postanowiła, że w takim domu dziecka wychowywać nie będzie, choćby nie wiadomo co. I już!
Ale wtedy też Piotrek stracił na chwilę czujność, którą Karina wykorzystała, wyrywając mu z rąk test z jedną kreską tylko. Jakby miały być dwie, to już na pewno by się pojawiły, więc w mgnieniu oka zamiast krzyczeć już mu tu ryczała, zanosząc się co chwila szlochem. – I widzisz, teraz to już nie musisz udawać, że się cieszysz, żebym się nie wyprowadzała, bo się nie wyprowadzę. – i taka załamana opadła na brzeg wanny, buzię chowając w dłoniach, nie wiedząc teraz czy płacze bo nie będzie nowego Jagiełło czy płacze, bo ten stary stoi nad nią i wcale jej nie pociesza.
Piotrek Jagiełło
Piotrek Jagiełło
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Pon Sty 06, 2020 11:18 pm
- Aha! - czyli jednak! I to, że się przyznała wcale nie poprawiło mi humoru, a wręcz przeciwnie, krew w żyłach zawrzała jeszcze mocniej, szczególnie, że miałem wrażenie, że serio czuję jej mocz na ustach i OBY to było tylko wrażenie. Przecieram wargi nadgarstkiem, a później prycham z rozbawieniem - Wyprowadzisz! No bardzo ciekawe gdzie! - nie chciałem jej oddawać tego testu, bo miałem zamiar zastosować szantaż i wyciągnąć od niej jeszcze kilka informacji w zamian za plastik, ale zanim się obejrzałem, ona już mi go wyrywała i jak Boga kocham w pierwszej chwili mam ochotę się na nią rzucić, żeby do tego nie dopuścić. Chyba tylko cudem się powstrzymuję, a zresztą i tak było już za późno, bo wbijała ślepia w odczyt. Odwracam się do zlewu, z łoskotem otwierając szafkę nad nim i przegrzebując wnętrze w poszukiwaniu swojej szczoteczki oraz jakiejś pasty, żeby chociaż pobieżnie wyczyścić japę, bo teraz to i mi się chciało rzygać i nie wiem czy bardziej z obrzydzenia czy jednak z wkurwu - NO BAAARDZO bym chciał zobaczyć jak się wyprowadzasz! Może do tego GACHA, z którym spałaś? Na BANK byłby przeszczęśliwy, jakbyś mu zakomunikowała, że się wprowadzasz z BAGAŻEM, już to widzę! - prycham i kręcę z niedowierzaniem głową. Boże, jaka ona była naiwna! Jaka głupia! Kto by to nie był, ten jej skurwiel, to już sobie wyobrażałem reakcję na wieści o potomku w drodze. Chryste, przecież ona miała 20 lat i jakieś totalne gówno w mózgu. Wyciskam pastę na włosie szczoteczki i pakuję ją sobie w usta, a później dokładnie myję ręce. Wciąż coś pierdole pod nosem, ale sam siebie nie rozumiem, więc kiedy Karina zaczyna już szlochać, ja czyszczę zęby, język i wargi, a później spluwam do zlewu i celuję w dziewczynę szczoteczką - Powinnaś się cieszyć, idiotko! - rzucam, wciąż ze złością, ale jak widzę ją taką załamaną i zapłakaną to momentalnie mięknie mi serce. Karina to była chyba jedyna panna w ogóle na całym świecie, która mnie potrafiła tak urobić w sekundę, bo wystarczyła pierwsza łza, a już miałem wyrzuty sumienia i sobie myślałem, że jednak jestem zjebany, że na nią naskakuję. Ale kurwa, już wystarczyło, że się jeden dzieciak niedługo wypchnie na ten świat, na chuj jej drugi? Będzie sobie mogła stroić, przytulać i nosić tamtego, bo dam se kurwa rękę uciąć, że zapewne będzie do tego bardziej chętna niż Lucek... No wykończy mnie to wszystko, do trzydziestki pewnie całkowicie osiwieję, bo już miałem czasem wrażenie, że widzę białe włosy gdzieś między puklami w kolorze złotym. Odkładam szczoteczkę i wycieram twarz w ręcznik, a później przysiadam na wannie obok Kariny i w geście pocieszenia opieram jej rękę na kolanie - Karina, nie becz, uwierz mi, że to nie jest odpowiedni moment na dzieciaka, przecież ty nawet nie masz chłopaka! - i to mnie dołowało jeszcze bardziej, bo miałem już w głowie różne dziwne scenariusze, z kim się mogła puścić i jeden był gorszy od drugiego. Język mnie aż świerzbi żeby od razu o to zapytać, ale trochę się boję, że to już w ogóle by doprowadziło do jakiegoś niekontrolowanego wybuchu i jeszcze dzisiaj bym tego typa zajebał własnymi moimi rękami.
Karina Jagiełło
avatar
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Wto Sty 07, 2020 10:03 pm
Ta jedna kreska tak ją załamała, że nawet nie była w stanie śmiać się z Piotrka szorującego zęby, usta i pewnie całą twarz dookoła nich, byleby zmył z siebie to, co mogło na niego przejść gdy przykładał sobie do twarzy jej test. Nie spojrzała na niego, nie zerknęła kątem oka, nie interesowało jej to, co jeszcze do niej o tej wyprowadzce mówi, bo przecież jasne już było, że żadnej wyprowadzki nie będzie. Może nie dla niego, ale dla niej tak. Nie widziała już oczami wyobraźni małego Jagiełło-Szopiński, może Szopińska, bo to nazwisko odmienić przecież trzeba w zależności od płci, nie widziała siebie wyprowadzającej się od tego zaborczego i okropnego Piotrka, za to słyszała jego głos, widziała jego nogi, a po chwili zbliżającą się twarz, na którą patrzeć nie mogła. Ona tu była w rozpaczy, a on dalej na nią krzyczał. Krzyczał i krzyczał, a łzy po policzkach Kariny płynęły i płynęły, że niedługo zapełni nimi całą wannę, w której najchętniej by teraz Pitera utopiła, byleby tylko już nic nie mówił.
I jeszcze nazwał ją idiotką!
Ale... ale.. ale ja się nie cieszę! – odkrzyknęła, pociągając co chwilę nosem, który wytarła o rękaw bluzki, bo za daleko jej było do papieru toaletowego, chusteczek czy czegokolwiek, czym wytarłaby te łzy. Zresztą jak tyle ich leciało to nawet ręcznik by nie wystarczył, żeby wszystkie wyłapać, bo po chwili płaczu całą koszulkę z przodu miała mokrą. Tylko po chwili! – Ty się za to cieszysz i pewnie w środku to skaczesz z radości! To weź sobie poskacz tak tutaj, przede mną! – wyłkała ledwo co, może nawet kilka słów całkiem niewyraźnie i Piotrek jej nie zrozumiał, ale teraz to jej nawet takie kwestie nie interesowały, więc wróciła do płaczu i kulenia się na tej wannie. Nawet jego ręka na jej kolanie nijak na nią wpłynęła, bo tylko się odwróciła w drugi bok, żeby pocieszać nie próbował. Jakby to wszystko była jego wina.
I co z tego, że nie mam? – oczy szerzej otworzyła, głowę nawet odkręciła w stronę Piotrka, żeby łaskawie na niego spojrzeć, żeby sobie pomyślał, że to już ten moment wielkiego wybaczenia. Ale nie! Tylko jedno spojrzenie mu posłała, po czym z powrotem wzrok wbijała w zupełnie przeciwną stronę, czyli pewnie jakieś kafelki w których twarz Pitera jak na złość się trochę odbijała. – Ty tego nie zrozumiesz. Albo zrozumiesz jak poczujesz to co ja. – dalej nosem pociągała, ale trochę spokojniejszym głosem się do niego odezwała, bo przez te krzyki to już gardło zaczynało ją boleć. A może to przez ten płacz? – Bo teraz to na pewno nie wiesz co ja czuję.
I znowu w ryk wpadła, bo sama już nie wiedziała co czuje, czy jest smutna czy to płacz radości jednak, a to było nawet gorsze niż Piotrek, który nie miał kompletnie pojęcia o czym mówi do niego Karinka.
Piotrek Jagiełło
Piotrek Jagiełło
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Sob Sty 11, 2020 12:21 am
Zaciskam wargi w wąską kreskę żeby nie wybuchnąć i wywracam oczami.
- Teraz ci się tak wydaje - syczę przez zęby, bo krew to wciąż się we mnie gotuje, chociaż już trochę mniej niż jeszcze kilka minut temu. Patrzę w jej zapłakaną twarz i mnie też chce się ronić łzy; zawsze tak było, że jak tylko zaczynała ryczeć to i mnie ślepia od razu piekły - Przestań, Karina, przecież wiesz, że tak nie jest - krzywię się. Trochę było, ale z drugiej strony to kurwa, musiała wiedzieć, że gdyby jednak zaliczyła wpadkę, to faktycznie bym się powkurwiał, ale jakby mi już przeszło to bym ją wspierał, a później pokochał tego gówniarza jak swojego, bo nie mogło być inaczej. Zresztą jako samotna matka potrzebowałaby nas wszystkich jeszcze bardziej i kto by z nią kurwa po lekarzach jeździł, kto by jej żarcie pod sam pysk podkładał i tak dalej? No założę się o sto polskich złotych, że ja. Jezu, jakie szczęście, że się póki co udało tego uniknąć.
- To, że jak ty to sobie niby wyobrażasz? Że byś sama dzieciaka wychowała? Smarkacz musi mieć ojca - my mieliśmy chujowego i co? I cała wieś aż trzeszczała, że patologia, a niektórzy przechodzili na drugą stronę ulicy, jak widzieli, że ktoś z nas idzie z naprzeciwka. Naprawdę chciała tego samego dla swojego dziecka? Żeby wszyscy wokół od początku wytykali tego bogu ducha winnego gówniaka palcami, szepcząc, że o, to ten od Jagiełłówny, puściła się nie wiadomo z kim, a teraz musi bawić. Ludzie byli naprawdę okrutni i nawet jeśli Karinka mogłaby być fantastyczną matką, to nikt by jej tego nie ułatwił.
- No to co czujesz, Karina? - może mnie uświadomi? Wbijam spojrzenie w jej zapłakaną twarz i wzdycham głośno, po czym sięgam po rolkę papieru, coby urwać kilka listków i przetrzeć jej rumiane z emocji, mokre policzki - Nie płacz już, kiedyś dorobisz się dzieciaka i będziesz wtedy najlepszą matką, ale proszę, nie teraz, nie pochopnie, nie... z przypadkowym facetem, który tego później nie dźwignie i cię zostawi samą, okej? - przecież nie chciałem dla niej źle, ba! Ja się po prostu martwiłem. Ponownie wzdycham i zaciskam palce na papierze, po czym przysuwam się do dziewczyny i ją mocno przytulam.
Karina Jagiełło
avatar
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Sro Sty 15, 2020 11:35 pm
A z czego niby powinnam? No z czego Piotrek!! Że na mnie krzyczysz, i krzyczysz i traktujesz jakbym ci co najmniej chomika ukochanego zabiłam, a ja go tylko wypuścilam wtedy żeby sobie pobiegał po trawce, bo zamknięty był taki smutny, i chciałam żeby był szczęśliwy, ale wtedy pojawił się Azor i... i... i nic już zrobić nie mogłam! – nie wiedziała tylko który to Azor zawinił, czy ten co się teraz pałętał im między nogami czasem, a warczał kiedy chciała go Karinka pogłaskać, czy ten poprzedni, bo na bank każdy ich pies miał tak samo na imię, żeby nie musieli zapamiętywać jakiegoś nowego kiedy pojawił się ten kolejny. Może nawet jak Karina, Ariel i ta cała reszta od niej młodsza byli mniejsi to celowo nazywali psy tym samym imieniem, żeby myśleli, że to ten sam pies? Ale no nie wiem, na przykład po wizycie u fryzjera i psiego chirurga, bo nagle z jasnego stał się ciemny i trochę większy. Przynajmniej wtedy ryku takiego nie było jak był teraz, nie przez psa a przez Piotrka, którego Karinka szczerze nie lubiła, tak na amen, na jakiś tydzień czy dwa, kiedy wreszcie jej przejdzie jak Piotras sprezentuje jakiś super ciuch z taniego armaniego. Teraz jednak przekonana była, że ich miłość siostrzano braterska się skończyła, bo cieszył się z jej nieszczęścia, albo i szczęścia, zależy jak na to patrzyła, bo tym gadaniem to jednak ją nastraszył i chyba przez chwilę dzieciaka jednak mieć nie chciała. – I pewnie by miał bo ja bym tak nie pozwoliła Piotrek! – no tym bardziej jak Szopen to był całkiem ustawiony i to może by się okazał pierwszy Jagiełło któremu w życiu od małego się powiodło, patrz jak ta Karina super wybrała, ja nie wiem o co Piter się wścieka, nie wiem! – Co ja czuje? – uniosła buźkę na swojego brata, dalej nosem pociągając, bo łzy i smarki jej ciagle przeszkadzały, więc ten papier z jego rąk to wzięła, ale udając, że wcale go nie potrzebowała. No nie było widać, że wygląda jak siedem nieszczęść, nie? – Teraz to czuje, że mam nos zatkany. – więc wydmuchała go od razu, rzucając zużytym papierem w drugi kąt łazienki. – I czuje, że dalej masz moje siki na swojej twarzy, ale dobrze ci tak. – bo przecież nie mogła wprost powiedzieć, że ona tego dzieciaka to chciała, jakby to jeszcze jasne nie było, a jej plan na wpadkę był bardzo dobrze przemyślany i jeszcze lepiej zrealizowany, pomijając tylko zakończenie, bo chyba serio trafiła jednak na te dni niepłodne skoro jedna kreska tylko wyszła i dalej nie pojawiała się ta druga. Kątem oka Karina już zerknęła, żeby to sprawdzić.
Oczywiście, że będę. – załkała jeszcze raz, bo będzie, to jasne, ale równie dobrze mogłaby być już też teraz! – Nie przytulaj mnie teraz – trochę nawet wyswobodzić się z tego uścisku próbowała, obrażona na cały świat, obrażona na Piotrka, ale jak już ją tak obejmował, to pokręciła się kilka razy na boki i wreszcie dała sobie spokój. Tym bardziej, że więcej chusteczek już nie potrzebowała gdyby łzy na nowo zaczęły jej lecieć, bo jego koszulkę tuż przy twarzy miała.
Piotrek Jagiełło
Piotrek Jagiełło
Re: 15. ale to nie moje, ok?
Czw Sty 16, 2020 12:56 am
- Przecież na ciebie nie krzyczę bo tak mi się uwidziało, tylko dlatego, że robisz głupoty! - kręcę głową, już nie komentując tej historii o chomiku, bo byśmy się musieli znowu pokłócić. Ja do tej pory nie wiedziałem co się stało ze Strupem (bo tak mu dałem na imię) i się czasem zastanawiałem, czy żyje sobie gdzieś w naszej piwnicy z innymi szczurami, albo czy na polu gdzieś mieszka na wzgórzu, a tu proszę, jednak już od dawna jest w chomiczym niebie i mam nadzieję, że mu tam dobrze. Ech - Nie bądź naiwna Karina - wywracam oczami, bo nie chciało mi się w to wierzyć, że byłaby w stanie wpłynąć na jakiegoś leszcza, któremu dała, pewnie jeszcze mówiąc, że mogą bez gumy bo ona tabletki bierze, albo coś takiego. Osobiście nie znałem żadnego dwudziestolatka, który chciałby w tym wieku zostać ojcem. Kiwam głową, wbijając w nią intensywne spojrzenie, ale żadna z tych odpowiedzi mnie nie satysfakcjonuje, a ta druga to jeszcze sprawia, że się krzywię, bo już zdążyłem zapomnieć o tych sikach, a ona mi teraz przypomina i znowu chce mi się rzygać. Fuj. Wywracam więc oczami.
- No jasne - uśmiecham się blado, bo mi w ogóle nie jest teraz do śmiechu, tylko ją chcę pocieszyć, raczej z marnym skutkiem, bo ciągle zalewa się łzami, po chwili mocząc mi cały przód koszulki. A świeżą z prania założyłem, no co za los! Nic sobie z jej słów nie robię, szczególnie, że po chwili przestaje się wierzgać, więc wyginam wargi w kolejnym lekkim uśmiechu, po czym ją całuję w czółko, żeby już nie płakała, bo nie warto, szczególnie, że naprawdę nie miałem złych intencji, tylko może mnie trochę za bardzo poniosło.
- Przepraszam Karina, że się uniosłem i w ogóle - mówię półgłosem, wciąż ją ściskając; wiedziałem, że to pewnie nie wystarczy i przez kolejne dni będzie się boczyć, ale w końcu jej przejdzie, choćby po tym, jak jej sprawię jakiś mniej lub bardziej elegancki prezent.

/ztx2
Sponsored content
Re: 15. ale to nie moje, ok?

Skocz do: