Nierandka, proszę państwa, podejście numer dwa. Po dosyć specyficznym spotkaniu towarzyskim w Jagience, Karina i Bartek postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę, żeby sprawdzić, czy aż tak kiepscy są w kulturalnym prowadzeniu rozmowy przy stole i posiłku, że po raz kolejny przyjdzie im kłócić się przy lokalu pełnym gości, wprowadzając kelnera w zakłopotanie i postanowili umówić się raz jeszcze. A nie, przepraszam, spotkanie to tak naprawdę było formą spłacenia przez Karinę rachunku, który ostatnio pokrył Szopen, no przecież! To nie tak, że oni chcieli coraz częściej spotykać się poza sypialną Bartka, nie, tak po prostu wyszło, że ten jeden raz postanowili zjeść coś wspólnie na mieście, a potem umówić się po raz drugi, no tak, przecież miało to ręce i nogi, a każdy z nich szedł na tę kolację jak na ścięcie. Ehe. Otrzymując wiadomość od Jagiełły, żeby spotkali się o 18 w wyznaczonym miejscu, oddalonym od jej rodzinnego domu jakieś kilkanaście metrów, Szopen zjawił się tam jeszcze przed czasem, pożytkując go na odpalenie szluga i przeglądnięcia ostatnich postów na Instagramie, których jeszcze nie nadrobił. Ziąb był siarczysty, także stąpał sobie z nogi na nogę, z kapturem na łbie, wydmuchując przed siebie papierosowy dym. Co by nie powiedzieć, to bardzo był ciekawy, jak potoczy się to ich kolejne spotkanie; czy znów pokłócą się o pierdołę, a potem dadzą sobie na do widzenia buzi, czy od razu wylądują u niego na chacie, gdzieś gościem stała się ostatnio niemalże stałym, ciekawe.
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 3:30 pm
Po tej rozmowie z Maryśką prześwietliłem Szopińskiego na wskroś, obczaiłem jego konto na fejsie, na instagramie, a ostatnio nawet byłem pod jego chatą, żeby go od razu wyjaśnić, ale zrezygnowałem po tym, jak ogarnąłem, że typ mieszka z babcią; nie chciałem żeby biedna kobiecina dostała przeze mnie zawału, albo co, więc ostatecznie uznałem, że złapię go gdzieś indziej, chociaż jak z nim skończę to go właśnie ta rodzona babcia nie pozna. Nie miałem pojęcia, że okazja nadarzy się tak szybko i to jeszcze w moich okolicach. Właśnie sobie wracałem od Fanta z piąteczką w kieszeni, ujarany jak gówno i miałem resztę dnia spędzić na dalszym kręceniu gibonów soczystych i grubych jak cygara, obczajam jakieś durne filmiki na jutubach, zacieszając się jak debil, ale uśmiech znika z mojej twarzy, kiedy unoszę na chwilę spojrzenie, a to się zatrzymuje na postaci znajomego-nieznajomego chłopaka. Wielki był skurwiel jak Krzycho, ale jak go tylko zobaczyłem to normalnie od razu wytrzeźwiałem i krew mi się w żyłach zagotowała do tego stopnia, że się w sekundę zgrzałem jakbym przebiegł jakiś maraton, albo pielgrzymkę, albo chuj wie co. Mógłby być ode mnie i dwa razy większy wzdłuż i wszerz, a i tak bym nie odpuścił. Chuj, najwyżej mnie rozjebie na strzała, ale co ugram to moje, nie? Chowam telefon w kieszeń i podbijam do typa, uśmiechając się do niego krzywo. - O proszę, potencjalny tatusiek, wreszcie się poznajemy - mrużę lekko oczy, po czym bez ostrzeżenia mu zasadzam bułę na ryj, prawy sierpowy prosto na tą spierdoloną mordę. Oby mu kurwa kość pękła, albo się chociaż krwią zalał.
Niedoliski
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 3:30 pm
The member 'Piotrek Jagiełło' has done the following action : roll
'kostki' : 5
Bartek Szopiński
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 4:12 pm
Niby słyszał odgłos szelestu kurtki czy tam ortalionu na wietrze, połączonego z jakimś gównem puszczanym z telefonu (Piotrek pewnie oglądał beauty guru albo patoinfluencerów), ale nie zwrócił na to nawet szczególnej uwagi, bo dlaczego niby miałby, skoro spokojnie sobie stał, czekając aż Jagiełło skończy się pindrzyć na ich nierandkę i będą mogli pójść przed siebie. Sytuacja zmieniła się natomiast diametralnie, kiedy zbliżające się kroki ustały, a muzyka z głośnika przestała grać, na co Bartuś uniósł ciekawski wzrok na blond osobnika, trzymając w gębie peta, którym się zaciągał, drugą ręką lajkując jakieś dupy na feedzie. I niby nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo w pierwszej sekundzie to nawet Jagiełły nie skojarzył, gdyby nie to, że wyraz jego twarzy wcale nie wyglądał tak, jakby ruszał w kierunku Szopena w pokojowych zamiarach. Bartek nie zdążył nawet schować telefonu, kiedy Piotrek zajebał mu z partyzanta w pysk, przez co upuścił aparat, którego ekran rozbił się w drobny maczek, bo bankowo to był iPhone. Mało tego, Jagiełło wycelował o tyle źle dla siedemnastolatka, że nie dość, że mocno się zachwiał, przy czym wypadł tu też papieros spomiędzy warg, to jeszcze momentalnie puściła mu z nosa krew, co zobaczył nie tylko na swojej dłoni, która od razu próbowała zatamować krwawienie, ale i kurtce, i kawałku śniegu przed nim. Lekko otępiały stał teraz przed Jagiełłą, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli, nazywając go tatusiem. - Popierdoliło cię, typie?! - zasapał, strzepując krew z ręki na ziemię. - Chyba mnie z kimś pomyliłeś, przeszczepie jebany - wystartował do niego od razu, naprężając klatkę piersiową, bo przecież nie będzie stał obojętnie i rozmawiał z nim jak z panienką. I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, już jebać ten telefon, kupi sobie przecież nowy za hajs rodziców, rzucił się na blondyna, próbując powalić go na ziemię, gdzie miał nadzieję zadać mu jeszcze kilka ciosów, o ile mu się poszczęści.
Niedoliski
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 4:12 pm
The member 'Bartek Szopiński' has done the following action : roll
'kostki' : 2
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 5:00 pm
Jak mu tylko ten telefon upadł na ziemię to go od razu z podeszwy potraktowałem, teraz to już bankowo rozbijając w drobny mak nie tylko ekran, ale i cały aparat. Dłonie wciąż mam zaciśnięte w pięści tak mocno, że momentalnie bieleją, ale zanim ponownie rzucę się na tego pieprzonego gnoja, wbijam w niego spojrzenie, z satysfakcją patrząc jak zalewa się krwią. Zresztą i ja poczułem w knykciach, że to był naprawdę mocny cios. Nic dziwnego, jak się nazywałeś Jagiełło to musiałeś umieć się bić, żeby nie zostać stłamszonym przez całą zgraję braci. W ogóle nie zwracam uwagi na jego krzyki, w zamian celując w gówniarza jednym palcem. - Odpierdol się od Kariny, albo ci chuja przy samych jajach urwę i wsadzę w dupsko i to będzie twoje ostatnie pukanko - taką rzucam groźbę, bo i to powiedziałem Maryśce jak się ostatnio widzieliśmy i najwidoczniej wcale nie żartowałem. Gnój startuje do mnie z łapami, ale tak nieporadnie, że bym parsknął śmiechem, gdybym nie był taki podkurwiony. Wierzga się pedał jak szczur w pułapce i chociaż w tym całym amoku sprzedaje mi lepe albo dwie, to jednak są na tyle słabe, że nie robią na mnie specjalnego wrażenia, nawet jeśli się nie obejdzie bez siniaka. Łapię typa za wszarz, żeby go od siebie odepchnąć - Wypierdalaj stąd bo cię rozjebię, gówniarzu - no ja bym siebie posłuchał na jego miejscu i wiał w podskokach, dopóki byłem na tyle łaskawy, że pozwoliłem mu odejść bez łamania kości; jak potrzebował kopa na rozpęd, to mogę mu zagwarantować, że go dostanie, ale go wtedy wyjebie poza orbitę, albo w ogóle na sam koniec układu słonecznego, jeszcze za Plutona, albo do całkiem innej galaktyki i nie będzie to nic miłego.
Niedoliski
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 5:00 pm
The member 'Piotrek Jagiełło' has done the following action : roll
'kostki' : 2
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 5:15 pm
Bartek miał być punktualnie o osiemnastej. Ale o tym, że ona też będzie, nic nie wspominała. Nie w zwyczaju Kariny było przecież przychodzenie na czas, nawet jeśli to spóźnienie miało wynieść jakieś pięć minut. Lepiej być fashionably late niż w niedokończonym makijażu, ale punktualnie. A na to jakoś wyjątkowo więcej czasu jej dziś zeszło. Ale wyszła wreszcie z domu, nie zwracając z początku uwagi, że psy gdzieś niedaleko szczekają głośniej niż zwykle, bo w telefonie pewnie jeszcze sprawdzała czy włosy na pewno ma całkiem wyprostowane, bez żadnych dziwnych fal na czubku głowy, których wcześniej nie zauważyła. Nawet zdążyła już skręcić i wyjść na główną drogę, gdzie Bartek miał na nią czekać, ale jak już miała włączony przedni aparat, to sięgnęła też po błyszczyk. Który prawie upuściła, gdy zauważyła co się dzieje. Telefon schowała pośpiesznie do torebki, którą przełożyła przez głowę, bo ta z ramienia spadała gdy tylko przyśpieszała kroku, a teraz to prawie tam do nich biegła. Szopińskiego nie było trudno rozpoznać, Piotrka zresztą też, szczególnie po tych krzykach, między którymi wyłapała swoje imię. – Przestań! – z daleka już się wydarła, ciężko powiedzieć do którego, bo raczej do obu to kierowała, żeby na ten moment w którym wreszcie stanie obok nich już się od siebie odsunęli i schowali łapy do kieszeni spodni. Ale o tym to pomarzyć tylko mogła. – Piotrek ja cię kurwa zabiję!! – wydarła się na niego jak tylko zobaczyła czerwone ślady krwi na śniegu, a potem na twarzy Bartka, przez co wzrok musiała odwrócić, głowę też, a buzię ręką zakryć, bo widoku krwi to nie znosiła. Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła jakoś chusteczki z torebki i dopiero wtedy się odwróciła, żeby podać je chłopakowi, ale dalej stali za blisko siebie, więc póki się chociaż jeszcze na nowo nie dotykali, wepchnęła się jakoś między nich. No jej to nie uderzą? – Dosyć! – znowu się wydarła, a skoro tak blisko nich stała, to bardzo dobrze ją usłyszeli, może nawet tak, że w uszach im zadźwięczało, a bębenki prawie pękły. – Dotknij go jeszcze raz!! – paluchem wytknęła Piotrka, ale zaraz tak samo na Bartka pokazała, obu rzucając mordercze spojrzenie. – Ty też tylko spróbuj!
Bartek Szopiński
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 6:41 pm
Mówię, telefon to naprawdę był najmniejszy problem, bo mimo że miał na nim dużo nudesów od lasek, to przecież aż taki głupi nie był, bo sobie na iCloudzie wszystko zapisał, poza tym często leciał z pamięciówy, co nie? O tym, kim jest napastnik, dowiedział się dopiero, kiedy padło z jego ust imię Kariny wraz z groźbą, żeby trzymał się od niej z daleka. Aaa, proszę, proszę, jeden ze starszych braci się w końcu zainteresował losem siostrzyczki. Szczerze, Bartuś zdziwił się, że dopiero teraz na któregoś z nich się natknął, nie czaił tylko, co było takiego złego w tym, że spotykał się z dziewczyną na seks, skoro robili to za obopólną zgodą? Ale widać kompleks starszego brata wziął górę. - Ostatnie pukanko, tak? - powtórzył za nim, pokpiwając sobie pod nosem. - Wiesz kto jeszcze tak mówił? - poruszył brwiami cwaniacko w jego kierunku. - Twoja siora za każdym razem, kiedy była u mnie, a potem wracała po więcej - splunął krwią prosto pod nogi Jagiełły z pogardą, możliwe też, że trochę mu przy tym upierdalając buty. Tak czy siak, wyglądał trochę jak szaleniec z tym gburowatym uśmieszkiem, kiedy krew lała mu się po twarzy, a on mało sukcesywnie próbował zatrzymać krwawienie, bo przecież się nie położy teraz na ziemi i nie będzie czekał aż przestanie się lać, nie? Lać to on się mógł za to z Piotrkiem, który ewidentnie prosił się o więcej i pewnie kontynuowaliby tę ich nędzną wymianę ciosów gdyby nie fakt, że pośród nich pojawił się nie kto inny, jak gówna prowodyrka całej zadymy, Karina. Z chusteczkami higienicznymi, kurwa. Szopen popatrzył na dziewczynę z politowaniem, odsuwając te jej chusteczki ręką. - Odsuń się - mruknął tylko, bo głuchy był na jej prośby albo raczej groźby, żeby się uspokoili. Niestety, jego chore ego nie pozwalało mu odpuścić, szczególnie, że sam Jagiełło wyszedł z bójki niemalże bez szwanku, a jemu puściła z nosa farba, dlatego wykorzystując nieuwagę samej Kariny, w momencie, kiedy wydawałoby się, że odpuszcza i chce odejść w drugą stronę, rzucił się w kierunku Piotrka raz jeszcze, wymierzając mu cios w sam środek tego zjebanego ryja, któremu ewidentnie czegoś brakowało. Dziwne, że wścibscy sąsiedzi nie powychodzili jeszcze z chat, żeby zobaczyć, co się odjaniapawla. No, chyba że tutaj takie akcje na porządku dziennym były, nie?
Niedoliski
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 6:41 pm
The member 'Bartek Szopiński' has done the following action : roll
'kostki' : 6
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 7:28 pm
Nie no co za bezczelny gówniarz, instynktu samozachowawczego to on nie miał za grosz, bo zamiast spierdalać to mu się zachciało pyszczyć. Za te teksty to bym mu język wyrwał, albo łeb ukręcił, nie mam pojęcia co Karina widzi w takim zjebie. Przecież z niej była taka elegantka, kawę z porcelany piła, złote łyżeczki zbierała, a tu serio taki piździelec, co w ogóle do niej szacunku nie miał, skoro walił takie chujowe teksty. Zasługiwała na kogoś lepszego, a nie takiego śmiecia, który ją traktował jak... aaaaa szkoda strzępić ryja na takie gówno, bo właśnie za zwykły, śmierdzący stolec go teraz miałem. No zabiłbym smarkacza, udusił własnymi rękami, gdyby Karina się nie wpierdoliła między nas. - Nie odzywaj się do niej - cedzę przez zaciśnięte zęby, bo on nawet patrzeć na nią nie powinien, po czym wbijam spojrzenie w siostrę - Karina, idź do... - nawet nie zdążę skończyć, bo ten frajer znowu się na mnie rzuca, może korzystając z okazji, że tracę czujność i tym razem to mi takiego luja usypiacza zasadza prosto na ryj, że w kolejnej sekundzie zaliczam glebę. Krew mi bucha z nosa, zalewa także usta, a przed oczami mam mroczki. Przez chwilę leżę na ziemi, obserwując jak mi gwiazdki tańczą nad głową, a kiedy wreszcie dochodzę do siebie to mrugam kilka razy i się powoli podnoszę do siadu, jedną dłonią sprawdzając czy mi nie złamał nosa; spuchł przestraszliwie, ale chyba się obeszło bez pęknięć, za to krew ciekła strumieniami z obu dziurek, zalewając mi usta, płaszcz i wszystko. Bolało jak cholera, ale płakać przecież nie będę, bo nie z takich bójek się wychodziło, więc podnoszę się na chwiejnych nogach, przecierając ryj rękawem płaszcza, który w tym momencie to się nadawał do wyrzucenia, albo przynajmniej porządnego prania. Rzucam typowi mordercze spojrzenie, później zerkam na Karinę i znowu na tego gościa. Moglibyśmy się lać w nieskończoność, bo chociaż oberwałem srogo, to adrenalina buzująca w żyłach sprawiała, że wcale nie chciałem odpuszczać, tylko się bałem, że gdzieś w kolejnej szarpaninie moja siostra może oberwać rykoszetem, a tego bym z pewnością nie chciał. Dzisiaj dałem se siana, ale to z pewnością nie był koniec naszych batalii. - Brawo Karina, gorszego śmiecia nie mogłaś sobie wybrać - krzywię się - Już widzę jaki były przeszczęśliwy, gdyby test pokazał dwie kreski - bo wcześniej, podczas naszej emmm... rozmowy mogłem tylko gdybać, teraz jak już zdążyłem zapoznać się z Bartkiem to byłem pewien, że by jej wcale nie pomógł, za dobrze znałem takich jak on; ale życie kiedyś go dopadnie i zweryfikuje, jak każdego. Spluwam na ziemię, ponownie przecierając twarz nadgarstkiem, ale i tym razem niewiele to daje, bo jucha wciąż się sączy, kapiąc mi z ryja na ubranie.
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 8:20 pm
Odechciało jej się już wszystkich randek czy nie-randek, a zachciało każdemu po kolei przywalić mocno w rękę, bo twarze to poobijali sobie już wzajemnie, więc dołożyć by nie mogła. W końcu też była Jagiełło, nie? Piąstki same jej się zacisnęły, jak te chusteczki wypadły jej z ręki, bo Szopen ich ostatecznie nie wziął, a ona już przecież je podawała. I to był chyba ten moment nieuwagi, kiedy się po nie schyliła, żeby z powrotem do torebki schować. Dosłownie moment, bo zaraz Piotrek leżał już na ziemi, Karina chusteczki z powrotem wyciągać musiała i doskakiwała do niego, żeby mu chociaż do nosa jedną przyłożyć. Z płaszcza raczej więcej pożytku mieć nie będzie, ale z twarzy to by raczej chciał, więc tylko tak przykładała, dokąd sięgała, trochę chuchała, co na nic się zdało, bo jej oddech tylko cieplejszy był niż to mroźne i zimne powietrze. Ale długo tak nie wytrzymała, bo krwi było coraz więcej, więc chusteczki wepchnęła Piotrasowi do ręki, a wzrok przeniosła na Szopena, którego zabić w tym momencie chciała. Już raz mu powiedziała, że ma nigdy nie dotykać żadnego z jej braci. A nawet to dzisiejsze ostrzeżenie nie pomogło. – Zamknij się Piotrek. – syknęła, kiedy ten kończył gadać o testach, kreskach, niby trochę niezrozumiale, bo ciągle pluł krwią, ale wystarczająco jednak, żeby Szopiński zrozumiał zaraz o co chodzi. Więc zanim cokolwiek powiedział, Karinka sama się odezwała. – Wynoś się stąd. – ręką nawet mu pokazała w którą stronę powinien pójść, miała nadzieję, że dobrą, bo od tej krwi którą widziała dosłownie wszędzie trochę słabo jej się robiło. Równie dobrze niechcący mogła ich dom pokazać, a tam to nie był teraz mile widziany. – Już!! Pewnie to nie był jej ostatni krzyk tego wieczora, bo obok siebie dalej miała Piotrka, na którego miała ochotę tak się wydrzeć, żeby mu naprawdę bębenki w uszach pękły. Wtedy przynajmniej by nie mógł normalnie rozmawiać z ludźmi, z takim Bartkiem na przykład, i może by się trzymał z dala od takich akcji, a przede wszystkim sam ich nie wszczynał. Chociaż teraz to jeszcze nie wiedziała kto zaczął. – Idziemy. – szarpnęła więc za płaszcz brata, mając nadzieję, że nie w tym miejscu, gdzie polała mu się krew, bo naprawdę od tego widoku niedobrze jej było, a co jakby z własnej ręki zmywać to musiała. Zamiast zajmować się jego twarzą, to on zajmował by się samą Karinką, która na granicy omdlenia już prawie była.
Bartek Szopiński
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 8:54 pm
Nie no, spoko, luz, nawet jakby się jej tych randek, nie-randek nagle zachciało, to tak jakby jej partner lekko niedysponowany był, i jestem w stanie się założyć, że żaden z lokali nie chciałby go wpuścić, uznając za seryjnego mordercę, bo po ilości krwi na twarzy i kurtce, to tak właśnie można by bez problemu wywnioskować. Kłykcie prawej dłoni aż go zamrowiły z bólu od zadanego ciosu ostatecznego, w wyniku czego odwrócił się plecami, kiedy Piotrek padł już na glebę, zagryzając mocno zęby i rozluźniając dłoń, którą potrząsnął w powietrzu, jakby to miało pomóc w uśmierzeniu bólu. Z gęby krwi leciało mu już trochę mniej, co nie znaczy, że w ogóle, bo oboje oberwali pewnie równie mocno. Podciągnął ostro nosem usatysfakcjonowany niemiłosiernie obrotem sytuacji, obserwując teraz nędzną buźkę Jagiełło z góry, z której jeszcze dochodziły do niego jakieś pozornie nieistotne słowa. Pozornie! Trochę zdębiał, słysząc o teście i dwóch kreskach, co dało się bez problemu wyczytać z twarzy siedemnastolatka, kiedy cwaniacki uśmieszek zamienił się w niewyraźny grymas, a wzrok ogarnął popłoch, wycelowany teraz w Karinę, która kazała mu spierdalać i pochyliła się nad swoim bratem. - Jaki, kurwa, test? - prychnął pod nosem niejako retorycznie, bo przecież inaczej się słów Piotrka nie dało zinterpretować, nie? - Co ty, skończony idioto, wygadujesz, co? - wycelował w swojego napastnika palcem, zaciskając zęby. - Naprawdę? Po to to wszystko? Bo myślisz, że jestem taki głupi, żeby w wieku siedemnastu lat się w dzieciaka pakować?! - spojrzał kpiąco na leżącego, po czym prychnął raz jeszcze pewny siebie jak skurwysyn, bo przecież on uważał na to, co robił, i kogo robił, nie? I z tym grubiańskim uśmieszkiem na buźce przeniósł wzrok na dziewczynę, przy czym mina zrzedła mu momentalnie jak na filmach, bo zdał sobie z pewnej bardzo ważnej rzeczy sprawę. - Powiedz, że on pierdoli - wbił w nią pełne napięcia spojrzenie, wskazując dalej palcem na blondyna i nie mogąc z nerwów ustać w miejscu. - Powiedz, że pierdoli! - rozkazał wręcz, podchodząc o krok bliżej, bo jak na razie to bez logicznego wytłumaczenia nigdzie się nie wybierał, ani mu się śniło.
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 9:27 pm
Odbieram od Kariny chusteczki i się do niej uśmiecham blado, od razu otwierając paczkę, coby wyciągnąć jedną, przedrzeć na pół, zawinąć i wepchnąć sobie takie prowizoryczne tampony w obie dziurki. Kolejną przecieram twarz, ścierając krew z miejsc, gdzie nie zdążyła jeszcze zaschnąć i chociaż sporo jej wsiąka w chusteczkę, to sporo również zostaje, po czym chowam opakowanie w kieszeni płaszcza. Odwracam się w kierunku naszej chaty i chcę sobie iść, wraz zresztą z Kariną, ale tamten czop się znowu zaczyna wydzierać i tym razem to ja staję między nim a nią, bo wcale mi się nie podoba w jaki sposób do niej mówi i że ma czelność się zbliżać. Może jej jeszcze przypierdoli tak profilaktycznie, bo coś mu się nie spodobało? No dałn jak chuj. - Gościu, odpierdol się, idź już stąd, czego nie rozumiesz? - mówię, marszcząc brwi i rzucając mu groźne spojrzenie; nie zamierzam się z nim znowu szarpać, bo już obydwoje wyglądaliśmy jak skończone zjeby, a u sąsiada, pod którego chatą staliśmy zapaliło się światło i ktoś wyjrzał zza firanki, ale też nie zamierzałem go dopuszczać do Kariny, teraz, ani już nigdy. Dłonie zaciskam w pięści i nie tracę czujności, jakby tamtemu debilowi się znowu uwidziało, żeby się na mnie rzucać, chociaż podejrzewałem, że podobnie jak i ja miał już kompletnie dość całego tego popieprzonego dnia. Niech się wreszcie skończy! Szczególnie, że pierwszy kop adrenaliny powoli opadał i coraz dotkliwiej odczuwałem skutki tamtego potężnego uderzenia, które mnie aż powaliło. Miał chłopak parę w łapach, to musiałem przyznać.
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 10:41 pm
Tego światła w domu sąsiada nie dało się nie zauważyć, tak samo jak i samego sąsiada, na którego Karina spojrzała z poirytowaniem i jeśli jakaś lampa ich teraz oświetlała to na pewno gość to widział. Może dzięki temu tak szybko firanka wróciła na swoje miejsce, a jego już za nią nie było, ale równie dobrze mógł też zdecydować, że zaraz do nich wyjdzie. Dlatego Karina tak szybko chciała już ciągnąć Piotrka do domu, ale też miała dosyć całej tej sytuacji, miała po uszy Szopińskiego, który na nowo krzyczał na nią jak nienormalny, choć obiecał, że głosu podnosić nie będzie. A do tego było jej coraz słabiej, bo krew zamiast znikać pojawiała się w coraz większych ilościach. Wysunęła się lekko zza Piotrka, który odgrodził i jej drogę do Szopena, i Szopenowi drogę do niej, i jedyne co zrobiła to znowu palcem wycelowała w chłopaka, z początku nic nie mówiąc. Nie miała ochoty odzywać się na ten temat, bo jedna kreska na teście wystarczyła, by zamknąć go raz a dobrze, a nie poruszać nagle podczas tej całej awantury. Ale za to mogła podziękować już tylko Piotrkowi. – Idź stąd. – powtórzyła część słów po bracie, zabierając palec, zabierając też Pitera i odwracając się na pięcie w stronę domu, do którego rozpaczliwie chciała już wrócić. Nie interesowało ją czy Bartek jeszcze coś za nimi mówił, a jeśli tak to dalej uparcie za ten płaszcz najstarszego Jagiełło ciągnęła, żeby ani się tam nie wrócił, ani nic już więcej nie odkrzyknął. – Nienawidzę cię Piotrek. W tej chwili to cię nienawidzę. – łamiącym się głosem wyrzuciła z siebie te słowa, kiedy dochodzili już do domu i otwierała drzwi wejściowe z nadzieją, że nikt nie siedzi akurat w kuchni, do której zaciągnęła brata. – Na chuj ci to było? Czy ja cię o coś takiego prosiłam? Powiedziałam weź mu coś zrób bo mnie skrzywdził? Nic mi nie zrobił, Piotrek, nic mi nie zrobił! Nie miałeś prawa! – łzy już jej spływały po policzkach, kiedy po szafkach szukała apteczki albo czegoś na wzór apteczki, bo gazę czy tam wodę utlenioną mieć powinni, nie? Jednocześnie na Piotrka wcale nie krzyczała, może trochę głos tylko podnosiła, bo jakby zaczęła się wydzierać tak jak miała ochotę to cały dom by się zleciał do nich na dół. A to ostatnie czego potrzebowała. – Nie masz prawa tak po prostu się na kogoś rzucać, bo się z nim spotykam. Rozumiesz? Po słowach Szopińskiego domyśliła się, że to raczej Piotrek to wszystko zaczął, szczególnie, że Bartek to nawet do czegoś takiego powodu nie miał. I teraz naprawdę czuła, że powoli zaczyna go nienawidzić, nie wiedząc co dokładnie nagadała mu Maryśka i z jakiego powodu to zrobił. Bo to, że jakoś tydzień wcześniej zrobiła ten cholerny test na pewno powodem nie było.
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Czw Sty 16, 2020 11:48 pm
- Mnie nienawidzisz, tak? - wywracam oczami. Wbijamy na chatę, a ja od razu zrzucam z ramion płaszcz, odkładając go na jakąś szafkę i idę z Kariną do kuchni, gdzie wyciągam z nosa kawałki chusteczek, wyrzucając je do śmieci, przemywam twarz, raz i drugi, po czym spluwam do zlewu i wreszcie odwracam się w kierunku siostry, opierając tyłkiem o jakąś szafkę, ręce krzyżuję na piersi i mrużę lekko ślepia - Karina tu nie chodzi o to czy się spotykacie czy nie, tu chodzi o to, że Szopiński to zjeb, czy ty nie widzisz jak on się do ciebie zwraca? W ogóle cię nie szanuje! - wciąż mi dzwonił w uszach ten jego chamski tekst i ten bezczelny uśmiech, te wszystkie krzyki i kurwiki w jego oczach. Gdyby znalazła sobie jakiegoś miłego chłopaka, to bym im pobłogosławił i siema, ale Bartek nim nie był, nie rozumiem co ona w nim widziała. Sięgam do lodówki, otwierając drzwiczki od zamrażarki i grzebię za jakimś mięsem czy czymkolwiek zimnym, co sobie mogę przyłożyć do pyska, żeby trochę pomogło z tą przeklętą opuchlizną; w środku same butelki po wódzie, więc wyciągam jedną z nich, przyciskając ją do nosa, lekko się przy tym krzywię, bo pierwsze wrażenie jest dosyć nieprzyjemne - Co, odpowiada ci bycie dziewczyną do pukanka? I to, że najpierw wyjebie ciebie, a za godzinę jakąś inną? Lubisz jak faceci cię traktują jak szmatę? - zajebałem od razu z grubej rury, ale to nie były tak do końca moje słowa; wciąż miałem na uwadze to, co powiedziała mi Marycha, która znała Szopińskiego lepiej ode mnie, a może i lepiej od Kariny - Zresztą, kurwa, serio? Szopiński miały być ojcem twojego dziecka? I co? Może byś zamieszkała z nim i jego babcią? Kurwa, Karina, nie rozśmieszaj mnie - już nawet nie wspomnę o tym, że nie wyglądał na zadowolonego jak się dowiedział o teście, więc musiała tam odjebać jakiś porządny wał, o którym nawet nie chciałem słyszeć. Ale byłem wkurwiony, maksymalnie i chociaż gdzieś podświadomie wiedziałem, że nie powinienem tego wszystkiego mówić, to jednak nie potrafiłem także trzymać języka za zębami. Ktoś musiał jej uświadomić, że ten cały Szopen to nie jest materiał na ojca, ani facet dla niej i jeśli miała mnie za to znienawidzić to trudno, przełknę to, byle ten frajer się od niej odpierdolił.
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 12:36 am
– A ty to wiesz? Skąd? Przecież go nawet nie znałeś! – naprawdę powstrzymywała się przed tym, żeby mu tu nie wybuchnąć i nie zrobić wielkiej afery, którą usłyszeliby wszyscy. Prędzej czy później i tak reszta się dowie, czy to widząc twarz Piotrka, czy po prostu podpytując to ją, to jego, aż ułożą wszystko w całość z takich strzępków informacji. – Jak się niby zwraca! – lekko już głos podniosła, zniecierpliwiona, bo teraz naprawdę chciała wiedzieć co konkretnie Pitera zabolało w tej krótkiej wymianie zdań, czy raczej półsłówek, między nią a Szopińskim. Sama połowy z nich już nie pamiętała, bardziej przejęta i wtedy i teraz tym w jakim byli stanie i co odwalali. I że przynieśli jej totalny wstyd przed sąsiadami. – Przestań się kręcić i siadaj tutaj. – niezbyt delikatnie szarpnęła go żeby usiadł przy stole, kiedy już znalazła i jakąś gazę i wodę utlenioną, którą od razu polała ranę na jego twarzy, czy raczej kilka ran, nie wiem ile tam tego było, ale na pewno zabolało. Za to wszystko co zrobił i tak za mało. I chyba wielkie szczęście miał, że Karina zdążyła już jako tako odkazić mu te ranki, a wodę utlenioną odstawić na bok, bo po jego kolejnych słowach miała ochotę go w niej utopić. Dosłownie. – Jak śmiesz Piotrek. – wycedziła przez zęby, z trudem powstrzymując się przed płaczem, który zbliżał się nieubłaganie i którego tak naprawdę nie była w stanie powstrzymać na dłuższą metę. Tyłkiem oparła się o kuchenny blat, krzyżując przy tym ręce i wbijając w Pitera morderczy wzrok. – To ty tych słów użyłeś. A nie on. – i to ją najbardziej w tym wszystkim bolało. Nie sam fakt, że kiedy coś takiego usłyszała na głos to przez moment właśnie poczuła się jak szmata. Szczególnie, że sama w ostatnim czasie nie ograniczyła się tylko do Szopena, o czym nikt poza nią jeszcze nie wiedział. A Piotrek to już w ogóle, nigdy się chyba nawet nie dowie. – Jakby były dwie kreski, to by był. Ale ich nie ma. Skończ temat tych testów i nigdy więcej go nie poruszaj! – teraz to się Karince na bank odechciało jakichkolwiek dzieci przez najbliższy czas, czy to z Szopińskim, czy z kimś innym, jak myślami wracała jeszcze do tego dnia w którym zrobiła pierwszy test i Piotrek się na nią wydzierał nawet nie wiedząc z kim mogłaby być w ciąży. Ciekawe czy na Lucka też tak krzyczał! Z tego wszystkiego nie mogła już na niego patrzeć, kiedy w uszach ciągle dźwięczały jej te okropne słowa. Tak bardzo podobne do Piotrasa, a jednocześnie zupełnie niepasujące, takie, jakich nigdy by nie użył. Nie wobec niej. Przez trochę dłuższą chwilę zastanawiała się nad nimi, nawet nie próbując dotrzeć do tego co tak bardzo jej w nich nie pasowało. Ale wreszcie samo nasunęło jej się to na myśl. – Nie znałeś go. – odwróciła się z powrotem, z trudem lokując wzrok gdzieś na twarzy brata. – Nie miałeś pojęcia nawet jaki jest. Nie mogłeś tego wiedzieć. – tego akurat nie była do końca pewna, bo wieści po Niedoliskach dosyć szybko się roznoszą. Ale czy to, że przez łóżko Szopena przewinęło się trochę więcej dziewczyn też? Czy raczej takie informacje zatrzymały się w tym nieco młodszym gronie? – Mów kto ci powiedział! Mów!! – może jak tak krzyknęła to nagle ktoś zapalił gdzieś na schodach światło, ale w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Bo z jej otoczenia tylko trzy osoby mogły ją przed Piotrkiem wydać. Z czego dwie na starcie odrzuciła. – Jeśli mi nie powiesz w tej chwili kto nagadał ci takich rzeczy, bo nie uwierzę, że te słowa były wszystkie twoje, to naprawdę Piotrek, znienawidzę cię z całego serca. A żeby zobaczył wreszcie, że zabolało ją to bardziej niż ich ostatnia kłótnia, czy jakakolwiek, którą kiedyś odbyli, pozwoliła by łzy spłynęły jej po policzkach. I to jeszcze zanim znowu odwróciła wzrok.
Bartek Szopiński
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 10:55 am
Nic dziwnego, że Piotrek na napince wystartował do Bartka w obawie, że ten może z biegu wyciągnąć rękę na Karinę, czego w życiu by nie zrobił, bo lasek nie napierdalał, ale bez kitu, gość tak komicznie wyglądał z tymi tamponami w nosie, że gdyby nie napięta sytuacja i brak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony dziewczyny odnośnie testu ciążowego, Szopen pewnie roześmiałaby mu się w twarz. Tym razem natomiast utrzymał nerwy i chęć parsknięcia irytującym śmiechem na wodzy, wpatrując się intensywnie w gościa, jednocześnie zaciskając szczękę i pięści tak, że aż zbielały mu kłykcie, po czym odpuścił, cofając się o krok. Z ziemi podniósł jeszcze swój telefon, który nadawał się już tak mniej więcej do niczego, ale mimo wszystko wpakował go do ubabranej krwią kieszeni kurtki, ostatni raz przecierając dłonią twarz i spluwając gdzieś w bok. Kątem oka zauważył, że mają już pierwszego widza, którego, niestety, najlepsze już ominęło, podobnie jak zakłady, kto wygra, więc nie miał tu czego szukać. Wkurwiony był masakrycznie, dodatkowo jak poruszał szczęką to dopadał go przeszywający ból, bo, co jak co, ale też przecież srogo od Piotrka oberwał, dlatego zdecydował, że to czas ulotnić się na dobre i doprowadzić się do porządku, jako że nikomu nie sprzyjała jego dzisiejsza wizyta na Brunatnej, którą, całkiem prawdopodobne, odwiedził po raz ostatni. Rzucił jeszcze spojrzenie Karinie, takie pełne rozczarowania i zrezygnowania, bo nie sądził, że może coś takiego przed nim ukrywać, szczególnie, że ostatnio spotykać zaczęli się już nie tylko dla seksu, ale już trudno. Kręcąc głową i nie odzywając się już słowem, odwrócił się na pięcie, odchodząc w swoją stronę, ani razu się już nie oglądając. Do domu nie był w takim stanie wrócić, bo w takim wypadku zawał babci murowany, dlatego zadreptał w kierunku Kruczej, po drodze próbując sobie przypomnieć adres siostry Fatimy, w której ostatnia nadzieja.
/zt.
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 12:32 pm
- Jak się zwraca? - no jeszcze pytała? Krzywię się mocno - Bez szacunku! Niepoważnie! I... i w ogóle! - ja również podnoszę głos, ale szczerze to mam głęboko w dupie to czy ktoś nas usłyszy czy nie, ba! Mogłaby się tu cała rodzinka zlecieć z matką na czele, bo wszyscy powinni to usłyszeć. Przysiadam na krześle i daję się polać wodą utlenioną, ponownie lekko się przy tym krzywiąc, bo szczypie jak chuj, chociaż to nic w porównaniu do tego jak zabolało kiedy Szopiński mi przypierdolił. Odkręcam butelkę z resztką wódki, którą trzymam w ręce i walę grzdyla na uspokojenie, a później wzdycham głośno, bo ryj nieźle wykręca. Odkładam flaszkę na stół - Bo ktoś to musiał powiedzieć głośno, myślisz, że co on sobie myśli jak mu wskakujesz do łóżka? No co? - wywracam oczami, po czym kręcę głową, już machając ręką na te przeklęte testy, bo sam nie miałem ochoty wracać do tego tematu, uważając go za zamknięty i do zapomnienia. Sięgam po paczkę fajek, wyciągając jedną, którą sobie umieszczam między wargami. Ręce mi się tak trzęsą, że przez pierwsze kilka sekund, nie mogę nawet szluga odpalić - Kurwa - klnę pod nosem, a kiedy wreszcie mi się udaje, zaciągam się mocno dymem. Wspieram skroń na nadgarstku, łokieć opierając na kuchennym blacie. Oddycham głęboko, ale nic nie przynosi upragnionego spokoju i pewnie długo nie przestanę się denerwować, a ta sprawa będzie mi zalegać gdzieś z tyłu głowy. Przez chwilę milczymy, zerkając na siebie z rozdrażnieniem, tym większym z każdym kolejnym słowem, które wypadają spomiędzy warg Kariny - Jakie to ma znaczenie kto? Ważne, że już wszystko wiem - rzucam, bo przecież mówiłem Winiarczyk, że moja siostra nie dowie się o naszej rozmowie - Duch święty mi się kurwa objawił we śnie i mi powiedział - rzucam ze złością, zbierając się do pionu, bo nie chcę patrzeć jak się rozkleja. Już i tak mi się serce krajało jak pomyślałem o tej całej akcji, no nie mogłem przeżyć faktu, że jakiś mały kurwiarz posuwa moją siostrę, a później siostrę kogoś innego, a później może czyjąś matkę, a później to chuj wi, może swoją pierdoloną babcię. Łapię kilka ostatnich buchów, po czym wyrzucam peta do zlewu i na tym zlewie się ciężko opieram, milczę, odzywając się dopiero po dłuższej chwili i zerkam na dziewczynę przez ramię - Świetnie, zrób to, pozwól żeby stanął między nami jakiś frajer, który za miesiąc, dwa, albo za pół roku będzie miał cię w dupie bo sobie znajdzie nową laskę, która go nie będzie chciała wrobić w dzieciaka. Nie wyglądał na zadowolonego, co? Ale jeśli ten zjeb jest ci bliższy niż rodzina to nie mamy o czym rozmawiać - bo przecież to o niego się właśnie kłóciliśmy, mając całkiem przeciwne zdanie na jego temat; może i nie znałem typa, ale czemu niby Maryśka miałaby mnie wkręcać? Nie wyglądała na taką, co lubi mieszać, a skoro Szopiński najpierw doprowadził do poróżnienia kumpelek, a teraz jeszcze rodzeństwa, to tym bardziej miałem go za totalnie toksycznego typa. Odwracam się do dziewczyny, wspierając plecami o zlew i zakładam ręce na pierś wbijając w Karinę intensywne spojrzenie.
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 1:25 pm
– Jakbym chciała to też bym mogła takich słów użyć o nim! Mamy pieprzone równouprawnienie Piotrek! – wydarła się głośno, tym razem to na bank stawiając na nogi co najmniej kilka osób, jak nie cały dom, w tym Azorka numer jeden z grobu, bo zakopany był gdzieś w ich ogródku chyba. Ten drugi, co to z nimi teraz mieszkał, też pewnie nagle znikąd się obok nich pojawił. – Głupi jesteś jeśli myślisz, że do mnie będziesz się w ten sposób odzywać a sam na tym stole jakąś laskę próbowałeś zaliczyć!! – bo matka to tak wkurwiona ostatnio była, że nawet Karinka nie musiała wypytywać o co poszło, a ta już jej wszystko powiedziała, pokazując nawet w którym miejscu Piotras dupą już świecił. I że jakaś BRUNETKA w pośpiechu uciekała z nim z domu, a to było ciekawe, bo Ola to jednak daleko miała do brunetki i na jaw wyszło, że na dwa fronty leciał. W jej przekonaniu przynajmniej. – O niej tak samo myślisz jak rzekomo Szopiński o mnie? O tej całej Olce też? Czy jeszcze jakaś inna też ci się ostatnio przewinęła? Ty hipokryto!! Dobrze chociaż, że o tym dzieciaku Olki jeszcze teraz nie wspomniała, bo zaraz pokłóciliby się tak na amen, że nawet żadna szmatka z taniego armaniego tego konfliktu by nie załagodziła. Teraz to nawet nie w głowie jej były prezenty na przeprosiny, a to jak ją Piotrek, jej ukochany Piotruś nazwał, co było naprawdę heartbreaking. A to, że jeszcze krył kogoś przed nią, było nawet gorsze. – Mów natychmiast kto! – wykrzyknęła ponownie, uderzając tą zaciśniętą piąstką o kuchenny blat, aż z tej całej złości na ból nie zareagowała, mimo, że przywaliła trochę mocno. Może nawet na tyle, żeby jakiegoś paznokcia sobie złamać. – Nie odwracaj kota ogonem! To właśnie ty teraz do tego doprowadzasz, chroniąc tego kogoś kto ci jakichś bzdur nagadał! – mocno zacisnęła zęby, na bok odrzucając możliwość, że mogła to być Maryśka, bo co on głupi, że Maryśkę tak uparcie by przed nią teraz chronił? Znał ją chyba tylko i wyłącznie dzięki samej Karinie, to raczej nikim ważnym Winiarska dla niego nie była. Ale nikt inny nie przychodził jej teraz do głowy, kto mógłby chcieć się jakoś zemścić i naopowiadać bzdur, a jednocześnie byłby w jakiś sposób istotny dla Piotrka. Ale w ostatnich dniach to tyle się już dowiedziała, że ten Piotruś, ten stojący blisko niej blondyn wydawał się coraz bardziej obcy. – Nie wierzę, że wybierasz kogoś, kto ewidentnie chciał namieszać, zamiast własnej siostry. – bo nawet przez myśl jej nie przeszło, że mógł to być któryś z jej braci, ktoś bliższy Piotrkowi niż ona sama. Nie, żaden Jagiełło nigdy by czegoś takiego nie zrobił. – Jeśli mi teraz nie powiesz to na pewno nie będziemy już mieli o czym rozmawiać. I to nie przez Szopińskiego, zapamiętaj sobie, tylko przez ciebie.
Piotrek Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 2:24 pm
- Chuj ci do tego, rozumiesz?! - no bo co mi teraz pierdoli o tamtej sytuacji, kiedy nie rozmawialiśmy o mnie, tylko o niej; ja zresztą nie chciałem zrobić Kościelnej dzieciaka i ona też nie miała zamiaru rodzić mi bachorów, ani mnie wciągać w nic podobnego. To miał być jeden raz, jeden, przyjacielski raz i koniec, a i tak nawet do niczego nie doszło, bo najpierw napatoczyła się jej matka, później nasza, a później... później to szkoda gadać. Chciałem wyświadczyć jej przysługę, bo narzekała, że jest niedoruchana, a i moje życie seksualne w ostatnim czasie nie istniało, więc i ja mogłem skorzystać, to czemu miałem tego nie robić - Jakiej, kurwa, Olce? Nie masz pojęcia o czym pierdolisz, nic mnie nie łączy z żadną Olką! - no bo okej, może w ostatnim czasie nawet zacząłem ją tolerować, ale po tym co odjebała na Sylwestrze to znowu nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Była tak samo toksyczna jak ten jej Bartuś i pokazywała to za każdym razem, a ja, głupi, miałem nadzieję, że może... nie wiem, może się ogarnie? Nic jednak na to nie wskazywało, więc ta relacja nie miała żadnej, Ż A D N E J przyszłości i powinna się zakończyć tak szybko jak się zaczęła. Zaciskam zęby, żeby nie wybuchnąć, ale to tylko kwestia czasu, a fakt, że jak zwykle obrzuca mnie winą za wszystko wcale nie działa na niczyją korzyść. Bo teraz to niby moja wina, tak? No przecież, zły, najgorszy Piotrek, jak on w ogóle może się martwić o swoją młodszą siostrę, jak może napierdalać na świętego Szopińskiego? To, że zawsze stawałem po jej stronie, że z każdą głupotą do mnie leciała i że włosy sobie z głowy rwałem, żeby jej tylko pomóc, to teraz nie miało żadnego znaczenia? Ciekawe czy ten jej chujek by się tak dla niej starał, no bardzo kurwa ciekawe! - WINIARCZYK! WINIARCZYK MI O WSZYSTKIM POWIEDZIAŁA, ZADOWOLONA?! - wybucham w końcu. Chwytam w dłoń jakąś brudną szklankę co leży na zlewie i ciskam nią o najbliższą ścianę, rozbijając w drobny mak, w nadziei, że mi trochę ulży, ale nie ulżyło - Pierdol się Karina, PIER-DOL-SIĘ! Ty i ten twój Bartuś! Wyżywasz się na wszystkich, którym na tobie zależy, bo jakiś debil kompletnie sprał ci mózg! Wiesz co? Masz rację, to nie wina Szopińskiego, to TWOJA wina, bo jesteś kretynką! Najgłupszą, kurwa, debilką jaką znam, bo dałaś się omotać jakiemuś pieprzonemu gówniarzowi, który najpierw skłócił cię z przyjaciółką, a teraz ze mną! Taki jest zajebisty? To sobie do niego idź! WYPIERDALAJ! Tylko nie przychodź później do mnie z płaczem jak się okaże, że święty, kurwa, Szopiński ma na ciebie wyjebane! - wskazuję na nią jednym palcem, oddychając głośno, po czym opadam ciężko na krzesło i sięgam po drugiego papierosa, przez kolejną chwilę mordując się z zapalniczką, która o mało nie wypada mi z rąk, taki jestem w tym momencie roztrzęsiony. Nawet biedny Azor się chowa pod stołem, nie widząc co tu się odpierdala, bo o ile te ściany widziały już wiele awantur, to takiej ostrej chyba już dawno. Nawet ta testowa afera nie umywała się do tego, co odwaliliśmy w tej chwili.
Karina Jagiełło
Re: 16. mordobicie na orbicie
Pią Sty 17, 2020 4:54 pm
Na usta cisnęła jej się już odpowiedź w stylu to tobie też chuj do tego co ja robię, bo w tym momencie wściekła na Piotrka Karina naprawdę byłaby w stanie dużo mu wyrzucić. Nie był jej ojcem, żeby tak się zachowywać i tak umoralniać, podczas gdy sam zachowywał się dużo gorzej. Przynajmniej na tę chwilę tak jej się wydawało. Ale ostatecznie zachowała to już dla siebie, na chwilę próbując zapanować i nad emocjami, i nad tonem głosu, który drżał jej tak samo jak ręce. Nie było to jednak możliwe pośród tych wszystkich krzyków, bo gdy tylko ona przestawała, on zaczynał. I tak w kółko od dobrych kilku minut. – To niedługo połączy. – odburknęła tylko, bo chyba Piotrek nie miał pojęcia o nowym nadchodzącym Jagiełło, a nie w jej intersie leżało to, by się takiej nowości dowiedział. Na dodatek chyba naprawdę miał ją za idiotkę, bo ona już swoje o tej Olce wiedziała, oczywiście nie tej o której powinna, ale nawet Kuba go jakiś czas temu sprzedał, mówiąc, że taka się koło niego kręci. Więc nawet jeśli pomyliła Olę Malinowską z tą prawdziwą Olką znad rzeki, to i tak coś na rzeczy tam było! I jeśli jeszcze przez chwilę myślała nad tymi słowami, które z ust blondynki usłyszała w supermarkecie, to wraz z kolejnymi Piotrka zapomniała o całym bożym świecie. – Ty chyba kpisz. – piąstki znowu zacisnęła mocno, zresztą tak samo jak usta, że ledwo wycedziła to zdanie, patrząc na brata chyba w każdy możliwy sposób - od posyłania tego morderczego spojrzenia, przez zwykłe wkurwienie, kończąc na rozczarowaniu, jakiego nie doznała z jego strony nigdy wcześniej. – Sam jesteś kretynem! Sam jesteś pieprzonym kretynem, że uwierzyłeś Maryśce w jakieś bzdury, przez które teraz mnie wyzywasz! – ani drgnęła, kiedy tą szklanką rzucił w ścianę, bo jeszcze chwila, a sama by to zrobiła. – Jakby ci powiedziała, że ślub już planujemy to też byś uwierzył i szykował garnitur?! – była wściekła i na Piotrka, i na samą Winiarczyk, którą przecież dopiero co odrzuciła w swoich podejrzeniach, nie mogąc uwierzyć, że do czegoś takiego była zdolna. Ale wraz z każdym kolejnym słowem przekonywała się, że tego wszystkiego jest tylko więcej i więcej. Aż sama nie wiedziała czy bardziej w tej chwili nienawidzi Piotrka za te słowa, czy Maryśkę za to jak weszła nawet między nią a brata. Tego było już za dużo. – W życiu już do ciebie nie przyjdę. – syknęła jeszcze w jego stronę, już kierując się na schody, na których po chwili zniknie i zamknie się za drzwiami swojego pokoju. – Ty za to leć znowu do Maryśki, żeby więcej bajek ci naopowiadała i skłóciła ze wszystkimi z tego domu. Bo tylko tyle umie zrobić. I to z premedytacją. I nic jej już nie zatrzymało, więc dosłownie minutę później siedziała na podłodze w swoim pokoju, przy zgaszonym świetle, rękawem ścierając lecące po policzkach łzy. A jeśli ktoś próbował się teraz do niej dostać, pukając i szarpiąc za klamkę, to tylko mocniej przycisnęła drzwi plecami i nawet na klucz je zamknęła, żeby dostać ten upragniony spokój.