Karina siedząc jak na szpilkach, na palcach odliczała ile sygnałów minęło już od momentu, w którym wybrała wreszcie numer telefonu Miłosza i przyłożyła słuchawkę do ucha, czekając aż ten odbierze od niej to przychodzące połączenie. Skrupulatnie przy każdym kolejnym zginała w pół jeden palec, tak jakby po ilości tych już usłyszanych sygnałów mogła za chwilę stwierdzić, czy przyjaciel jest na nią jakoś bardzo zły. Bo był, prawda? A przynajmniej powinien być, za to że przez tyle czasu nawet ani razu się nie odezwała, nie napisała ani jednej wiadomości i... tak po prostu zniknęła, nie? Ona sama za coś podobnego byłaby wręcz wściekła, a nie bez powodu przyjaźniła się z Dębskim, który wiele jej poglądów podzielał i teraz... wreszcie połączenie odebrał, bo po drugiej stronie zamiast kolejnego sygnału Karina usłyszała już tylko ciszę. – Miłosz? – dosyć niepewnie zaczęła, bojąc się trochę tego, że zaraz usłyszy jednak pocztę głosową a nie swojego przyjaciela, czy to wściekłego na nią, czy (co wydawało się teraz nierealne) zadowolonego, że wreszcie do niego dzwoni. – Miłosz ja cię tak przepraszam... – wydukała już po chwili, łapiąc nerwowo powietrze, tak jakby zaraz miało jej się ono skończyć. – Działo się strasznie dużo, wiesz? I ja chciałam ci o tym wszystkim powiedzieć, chciałam też zadzwonić ale... no zjebałam po całości. Przepraszam? Bardzo, bardzo mocno! – i chociaż to nie wszystko, co chciała Dębskiemu powiedzieć, zamilkła wreszcie na dłuższą chwilę, tak żeby chłopak też mógł coś od siebie powiedzieć. Bo miał zamiar się do niej odezwać, prawda?